– Nie krzywdzimy owiec – tak na oskarżenia o znęcanie się nad zwierzętami odpowiada Stanisław Kucharzyk, zastępca dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
Jak relacjonuje naoczny świadek, owce leżą w trawach przy temperaturze około 30 stopni Celsjusza na mocno nasłonecznionym stoku. W połaci traw nie mają się gdzie ukryć przed promieniami słońca, nie mają również dostępu do świeżej wody.
Czy to rzeczywiście warunki, w których powinny egzystować zwierzęta hodowlane?
Zupełnie jak ludzie, one też mają swoje potrzeby i w przypadku takiej pogody powinny przebywać w cieniu, a przede wszystkim — mieć dostęp do wody.
Powstają kolejne zarzuty skierowane przeciwko władzom Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Miejscowi i turyści uważają, że owce wykorzystuje się tylko dla zwiększenia zarobków w regionie i z żywych stworzeń stają się zaledwie atrakcją.
Ich krzywda napędza tylko miejscową gospodarkę?
Niepokojące sygnały ze strony świadków nie zostały zbagatelizowane i doprowadziły do zeszłotygodniowej kontroli. Jak się okazało, pastwisko nie jest dobrej jakości, ale dba się o potrzeby zwierząt. Wodę dostarcza się owcom na bieżąco, a zaraz obok znajduje się las, gdzie owce mogą się skryć przed palącym słońcem.
Zastępca dyrektora zwrócił się również bezpośrednio do osoby, która złożyła skargę. Zaznaczył, że takie sytuacje należy zgłaszać do odpowiednich służb, a nie nagłaśniać w Internecie.
Miejscowi przewodnicy, radni oraz bacowie również bronią wypasu owiec w tym rejonie. Wielu z nich uważa, że owce to jedynie w punkt zapalny, mający na celu rozpocząć znacznie większą debatę o wadliwym zarządzaniu w Bieszczadzkim Parku Narodowym.